czwartek, 31 maja 2012

35 kilometrów


Jak dobrze zacząć dzień poranną Eucharystią :) Po niej nasza cudowna siostra Franciszka przygotowała nam śniadanie. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i oczywiście dostaliśmy mega wyprawkę.
I jak tu przestać jeść słodycze skoro wciąż je dostajemy? :D

O 8.30 byliśmy na szlaku, to dość późno.
Przez 35 kilometrów nikt z nami nie rozmawiał, ludzie uciekali do domów. Wydaje mi się, że nie jesteśmy tacy straszni, no ale cóż. Jedynie dwoje malutkich dzieciaczków się uśmiechnęło :)

Jeśli powiem wam, że dzisiejszy dzień był lekki, to was okłamię.
Było to najcięższe 35 kilometrów w moim życiu. Cóż.. Bóg doświadcza..

O 19.10 udało nam się dojść do Opatówka. Przez cały dzień prosiliśmy Pana, aby ksiądz nas przyjął, bo ja dalej bym nie doszła.
Skończyła się Msza, poszliśmy do zakrystii. Ksiądz powiedział, że coś załatwi, zaprosił nas na kolację.
Super ludzie :D
Przyjechał do nas pan Marek, u którego nocujemy. On też był na Camino w zeszłym roku. Tak nas serdecznie przyjęli. Pani mówi do mnie "córcia" :D

Basia

Przeszliśmy już pół Polski :)


29.05

Ależ ciężko było dzisiaj wstać…
Spaliśmy 7 godzin. Szaleństwo.

Wyszliśmy dość wcześnie, bo o 6.30. Ogólnie droga była PROSTA. Dosłownie. Nie było żadnych zakrętów przez 30 km. Szliśmy śpiąc na stojąco.

Wreszcie zawitaliśmy do Szadka. Ksiądz z parafii załatwił nam nocleg u miłego państwa. To jest takie niesamowite.
Nasi gospodarze mieli dziś Mszę za zmarłą córkę i właśnie po tej Mszy ksiądz zapytał ich o nocleg dla nas. Pani wiedziała, że to nie przypadek, bo jak córka żyła, to zawsze przyjmowała pielgrzymów i dziś, gdy była za nią Msza to chciała, aby rodzice nas przyjęli.
Zostaliśmy tak bardzo nakarmieni i nawet ciasto było, bo pan ma dziś urodziny.

Jest super.

Spodziewamy się deszczu…

Basia i Adam.



30.05

Basia ma to coś w sobie. Jakiś dar przepowiadania. Po raz kolejny przepowiedziała nam nocleg. Duch Święty jest cały czas z nią. Od samego rana było gadanie, że będziemy nocować u sióstr bernardynek.
Oczywiście ojcowie nas nie przyjęli.. Czyli nocujemy u sióstr. Są świetne.

Kolejny dzień naszego pielgrzymowania zaczęliśmy Mszą Świętą o 7.
Po Mszy kierunek: Warta. Od samego rana pogoda nam nie sprzyjała. Było pochmurno i zimno.
Przez kolejnych kilka godzin szliśmy z nadzieją, że nie będzie padać, bo suszyliśmy ubrania na plecakach. Po trzech godzinach mieliśmy pierwszą przerwę pod wioskowym sklepem. Tam poznaliśmy fajnego pana z piwkiem, który dał nam wiele wspaniałych rad jak chociażby: gdy będziemy już w Hiszpanii i przepłyniemy Ocean Indyjski to dostaniemy się do Afryki. Dobra rada. Może skorzystamy…

Trasa przebiegła dość szybko, choć było sennie. Nikt do nas nie zagadał, mieliśmy odczucie, że ludzie się nas boją. Nawet jakaś babcia wystraszyła się mnie i szła z kamieniem w ręku, w razie jakby ją pielgrzym zaatakował.

Przed samą Wartą wstąpiliśmy na kawę i lody, bo mieliśmy ochotę.

Mieliśmy dzisiaj intencję za 3 osoby, więc Basia ma 3 nowe odciski, z czego jeden jej pękł pod koniec drogi i musieliśmy człapać. Na miejscu byliśmy ok. 17.20.
Jak napisałem u ojców nie było czego szukać, ale na szczęście z nieba nam spadł PAN HENIO. Świetny człowiek. Bardzo zabawny. Pomaga remontować kościół nie za pieniądza a za jedzenie. Chwalebna postawa. Pan Henio zaprowadził nas do sióstr. Przez domofon jedna powiedziała, żeby czekać w kościele. Ogólnie czekaliśmy ponad 1,5 godziny. Ładnie.
Po nabożeństwie majowym przyszła siostra i poszliśmy na kwatery. Zjedliśmy trochę i poszliśmy do sklepu po trochę spożywczego zaopatrzenia. Po powrocie pogadaliśmy z siostrami i pomogliśmy trochę w ogródku.

Teraz jest po 22 i odpoczywamy pijąc herbatkę. Wieczorny standard, gdy mamy trochę więcej wolnej przestrzeni na kwaterze i czajnik elektryczny :) 

Adam.

poniedziałek, 28 maja 2012

Już tylko 3200 km :D

Jesteśmy tylko tym, czym jesteśmy w oczach Boga i niczym więcej.
Św. Franciszek z Asyżu



Po porannej Mszy Świętej ksiądz proboszcz zaprosił nas na śniadanie, rozmawialiśmy o pielgrzymce, dostaliśmy odblaski. Coś czuję, że będziemy dużo chodzić po zapadnięciu zmroku :P

Po zrobieniu zdjęć udaliśmy się w stronę Łodzi.
Droga była nudna. Dużo aut.

Doszliśmy do wniosku, że pytamy o drogę tylko dlatego, żeby móc zadać drugie pytanie: „czy można skorzystać z ubikacji?” :D

Od znaku Łódź do centrum było 15 km – czyli wesoło :P

Dziś udało nam się pierwszy raz dotrzeć na nocleg do franciszkanów już o 15.30.

Zjedliśmy, wykąpaliśmy się, zrobiliśmy pranie. Kupiliśmy miliony słodyczy w Biedronce :D
Jesteśmy tak najedzeni, że nawet nasze marzenia o tym nie marzyły :D

Jutro będziemy mieć nocleg, niby na pewno, bo Bartek – z którym Basia była w ubiegłym roku na pielgrzymce do Santiago - dzwonił i ksiądz nas przyjmie.

Jesteśmy zmęczeni, ogarniamy się i dobranoc.

Basia, Adam

Uwielbiam Cię Jahwe :)

27.05



Dzisiejszy dzień miał być bardzo przyjemny, mieliśmy iść tylko 20 km. Rano nic nie wskazywało na to, że tak to się wszystko potoczy, że ostatecznie przejdziemy około 40 kilometrów…
Poszliśmy na 7 na Mszę. Ojciec podczas niej powiedział, że jesteśmy pielgrzymami i dokąd idziemy, potem było śniadanie. Ojciec dał nam koszulki i pieniądze.
O wyszliśmy – późno jak na nas.

Pogoda dziś była bardzo sprzyjająca. Z okazji święta poszliśmy na lody :D Pani w sklepie dała nam wodę, jak się dowiedziała, dokąd idziemy :D

Szliśmy tak sobie i marzyliśmy o rosole. I po 10 minutach jakaś pani zaprosiła nas na herbatę i dała nam rosół :D ależ to było :D

Do celu – czyli Jeżowa – zostało nam ponoć tylko 8 kilometrów, więc radośnie szliśmy. Jednak czułam, że będziemy musieli iść jeszcze 16 kilometrów więcej do Brzezin..

Doszliśmy do Białynina i chcieliśmy tam odpocząć. Poszliśmy do księdza a on nawet nie otworzył drzwi, tylko krzyczał: „Czego chcecie?!”.

No i się zaczęło…

Jak doszliśmy do Jeżowa, babcie powiedziały, że księża na pewno nas przyjmą. Tak….
Proboszcz zaprosił nas do jakiegoś baraku. Smród, brud, bez ubikacji, wody, pełen gratów, pajęczyn, kurzu. Nawet nie mieliśmy gdzie położyć naszych plecaków.  My naprawdę nie mamy wymagań, ale czuliśmy się jak śmieci.
Po 5 minutach już nas tam nie było.

Kupiliśmy coś do jedzenia i poszliśmy dalej.

Była już 18 a przed nami 16 km. A i tak nie było pewne, czy dostaniemy nocleg. Ojcowie franciszkanie odmówili nam jak dzwoniliśmy, siostry bernardynki też.

Ostatkiem sił udało nam się dotrzeć. To była straszna sytuacja. Była 21 a my bez noclegu…
Młode małżeństwo, które spotkaliśmy powiedziało, żeby iść do ostatniego kościoła. Kolejne 2 km…

Stwierdziliśmy, że jak nas ksiądz nie przyjmie to będziemy spać do kościołem… Jednak pani nam z nieba spadła i zadzwoniła do księdza!

Zostaliśmy uratowani!

Ksiądz nas przyjął, wpuścił na salkę, dał jedzenie.. i mogliśmy wykonać akrobacje nad umywalką, żeby się umyć :D

Przeszliśmy dziś około 40 km.. Padamy… Chwała Panu, że się udało!
Jest super, tylko kolana trochę bolą.

Basia i Adam

PS. Do naszych mam, którym o 19 napisaliśmy, że mamy nocleg: Przepraszamy za to, kochamy Was bardzo. Nie martwcie się o nas za bardzo, nasi Aniołowie Stróżowie nas chronią :D

niedziela, 27 maja 2012

26.05

Wiara czyni cuda :)


Po miłym pobycie u pani Basi wyruszyliśmy w dalsza drogę. Było u niej tak fantastycznie :D
Szliśmy do Rawy Mazowieckiej.

Tak bardzo ucieszyliśmy się, kiedy weszliśmy do województwa łódzkiego. mazowieckie było straszne, nikt nas nie przyjął, psy szczekały. Pomijając niektóre wyjątkowo miłe osoby, ludzie byli nie mili.

Tuż za znakiem województwa spytaliśmy panią o krótszą drogę.
Pani na początku pomyślała, że jesteśmy Świadkami Jehowy, jednak kiedy zobaczyła że mamy kije, to zmieniła zdanie :P  
A jak się dowiedziała, gdzie idziemy to zaprosiła nas na picie i rogaliki.
To było mega, bo jakieś 5 minut wcześniej myśleliśmy o jakiś ciastkach albo cieście :D Ludzie są tacy sympatyczni.

Kiedy dochodziliśmy do Rawy zobaczyliśmy jakiś Dom Kultury. Poszliśmy więc spytać o ubikacje. Panie zaprosiły nas, zrobiły herbatę i pyszne kanapki, ależ to było :D
Poopowiadaliśmy o pielgrzymce i oczywiście daliśmy kalendarzyki z Niepokalanowa :D
Od rana modliliśmy się, aby spotkać kogoś 5km przed celem, kto nas poczęstuje herbatą, bo ostatnie kilometrów jest najcięższe :D I znowu otrzymaliśmy, Bóg jest wielki! :D

Siedząc tak na postoju przy drodze, stwierdziliśmy, ze wszyscy się patrzą na nas jakby pielgrzymów do Hiszpanii nie widzieli :P

Z pełnym entuzjazmem doszliśmy :D
Udaliśmy się do małego kościoła, weszliśmy do zakrystii spytać o nocleg do klasztoru ojców pasjonistów. Ojciec powiedział, ze nie ma żadnego problemu.
Nawet nie pytał o szczegóły. Mieliśmy czekać, bo był ślub. Oczywiście my też na niego poszliśmy :D Takie obdartusy :P … Dziewczyny grały na gitarach i śpiewały, wiec my też, bo mama Ali napisała mi smsa, że mam dzisiaj śpiewać :D
Po ślubie ojciec zaprowadził nas do klasztoru, dał nam pokoje, znaczy salony, nawet fortepian jest :D Podbił pieczątki i zaprowadził na kolacje.
Ojcowie są mega :D Nie spodziewaliśmy się, że zostaniemy tak przyjęci :D
Jest godzina 21:41 i jesteśmy zdziwieni, że tak szybko udało nam się wyszykować do spania .

Ogólnie, to piszemy ta notkę na telefonie do Ali, tylko zna nasz pielgrzymi język, wy niestety byście nic nie zrozumieliOpis: http://static.ak.fbcdn.net/images/blank.gif:P
np. "Chyba dziwnie wyglądają, że się wszyscy patrzy" – co znaczy: „Chyba dziwnie wyglądamy, bo się wszyscy na nas patrzą”.  Nasz język polski jest piękny :D
A i chciałam dziś zadzwonić rano do Ludki, ale stwierdziłam, ze jest w szkole haha 
Tracimy rachubę czasu :D jest mega mega mega!

Basia

PS. Już niebawem będziemy przekraczać granicę i noclegi w domach pielgrzyma będą w kosmos drogie. Chcemy spać w domach pielgrzyma co drugi dzień, dlatego potrzebny jest nam namiot. Niestety nasz trzyosobowy namiot waży ponad 3 kg, co jest dla nas za dużym obciążeniem. Czy może ktoś z was ma możliwość pożyczyć nam trzyosobowy lżejszy od naszego namiot?
Jeśli tak, to prosimy o kontakt z Alą: aliicja@onet.pl
Będziemy bardzo wdzięczni :)

piątek, 25 maja 2012

Tydzień drogi za nami


 Pierwszą próbę wstania podjęliśmy o 5. Jednak z powodu zamkniętego sklepu wstaliśmy o 6, pani zrobiła nam pyszne śniadanie. Fantastyczni ludzie. Pan sołtys powiedział, że jak będziemy miec jakiś problem, to mamy dzwonić. I pan będzie dzwonił do nas, jak już będziemy w Niemczech :D

Z chwilą opuszczenia progu domu nasze myśli kierowały się ku kolejnemu noclegowi. Baliśmy się, że to się powtórzy. Napisaliśmy do naszego ks.Tomasza, który odprawiał Mszę przed naszą pielgrzymką, aby zadzwonił na parafię do Wilkowa. I wiecie co się okazało? Ksiądz z Wilkowa powiedział, że nas nie przyjmie.

Co się z nimi dzieje?

Na szczęście w Grójcu pracuje nasz pan sołtys, więc poszliśmy do niego. Powiedzieliśmy, że znowu taka sytuacja. Pan zapewnił ze na 100% będziemy mieć nocleg. Uff, dzięki Bogu!

W Grójcu wysłaliśmy też nasze kartki świąteczne :D Poszliśmy szukać koszuli i klapek Kubota :D Koszuli, żeby ochronić poparzone słońcem ręce Basi, a klapek bo Adam oddał swoje mega ciężkie klapki. Adam kupił sobie w Pepco cudowne lacie, a Basia w lumpeksie męska, białą, 2 razy za duza koszule za 4 zł hahaha

Wyglądam teraz jak brat :D

Basia i Adam

24.05


24.05

O 6.30 mieliśmy się stawić u naszej babci-gospodyni i księdza na śniadaniu. Najedliśmy się do syta i dostaliśmy mega wyprawkę: kanapki, ciastka, cukierki. Ksiądz dał nam też pieniążki, pobłogosławił i poszliśmy. Szkoda, bo czuliśmy się tam jak w domu, ale „semper avanti” – zawsze do przodu :)

Do samej Wisły dobrze nam się szło, bo w większości był las. Gdy siedzieliśmy, poszedł do nas mężczyzna, Marcin i dał mega świadectwo jak Jezus działa w jego życiu. Okazało się też, że był na Max Festiwalu w Niepokalanowie (http://www.maxfestiwal.pl/) Wymieniliśmy się numerami i poszliśmy w stronę kościółka w Górze Kalwarii.

Kościół zamknięty. Wyszliśmy z kościoła i poszliśmy na plac pod klasztorem benedyktynek, wtedy zauważyliśmy dużo sprzętu elektronicznego i ludzi z krótkofalówkami. Jak okazało się później znaleźliśmy się na planie „Ojca Mateusza”. Oczywiście była cała obsada, pan reżyser.. Poszliśmy do księdza po pieczątkę, ale stwierdziliśmy, że musimy też wziąć pieczątkę od ojca Mateusza hahaha
Poszliśmy więc na plan i spytaliśmy pracowników, gdzie jest ojciec. Powiedziałam, że idziemy 150 km., żeby sobie z nim zdjęcie zrobić, a go nie ma :D Opowiedzieliśmy wszystkim o naszej pielgrzymce, rozmawialiśmy z reżyserem, oni nas tak słuchali… My tacy mali ludzie, a oni tak wysoko postawieni. Ogólnie to wiedziałam, że będzie fajnie, ale że aż tak to nie :D Trochę zabawiliśmy tam (jak św. Paweł w Antiochii - Dz, 18, 23), więc musieliśmy się zbierać.


Szliśmy przy głównej drodze, gdzie był mega wielki korek. Idziemy tak sobie i nagle ktoś otwiera okno i pyta czy idziemy do Santiago :) Poznali po muszli :) Pogadaliśmy, dałam im numer i adres naszego bloga.
Wszystko to było takie niesamowite, jak w jakimś filmie. Tak się wszystko pięknie układało.
Cieszyliśmy się, że dojdziemy szybciej na nocleg, będziemy mogli odpocząć. Jednak Bóg zaczął nas doświadczać. Ksiądz nam odmówił, nie przyjął na nocleg. Ludzie też okazali się dziwni. Byliśmy w kropce, było już po 19.

Pani ze sklepu powiedziała, że 5 km stąd jest parafia. Kupiliśmy ciastka i poszliśmy pełni niepewności, czy ksiądz znowu nam nie odmówi. Szybko dotarliśmy, ale nie było księdza. Zrobiło się niewesoło. Było już po 20. Postanowiliśmy pójść do pana sołtysa, ale on nie wiedział, kto mógłby nas przyjąć, wszyscy się nas bali. Myślałam, że wylądujemy na przystanku, jednocześnie ufałam Panu, że nam pomoże. W końcu znalazła się rodzina, która nas przyjęła, mogliśmy się wykąpać, dostaliśmy kolację. Cudowni ludzie. Chwała Panu, że się udało!

Zmęczeni tak pełnym wrażeń dniem, poszliśmy spać.

Basia.

W tym miejscu chcemy podziękować wszystkim, którzy nas wspierają komentarzami, telefonami, smsami a przede wszystkim MODLITWĄ. Nawet nie macie pojęcia, jak wiele nam to daje :) Dziękujemy!

środa, 23 maja 2012

3370 kilometrów


W drodze do Santiago

Wyobraź sobie bezkresne morze pól pokryte zbożem przeplatanym z makami,
zwierzęta wolne od strachu przed tyranem,
dziką a zarazem tak bardzo oswojoną naturę, którą jesteś otoczony,
cisza, spokój i Ty pod skrzydłami Jego miłości.
Pozbawiony lęku, pełen zaufania kroczysz ścieżką, którą Ci wyznaczył.
Z wiarą dotrzesz wszędzie choćby na Koniec Świata.

 Wędrując samotnie a zarazem z Kimś.



Do Santiago mamy jeszcze 3370 kilometrów.
Z każdym krokiem jesteśmy coraz bliżej :)

Parysów – Warszawice 28 km (20 lekkich i 8 mega ciężkich :D)
„W sumie już do Santiago dochodzimy” – Baś – Pielgrzym

Wstaliśmy rano i spóźniliśmy się minutę na Mszę. 
Pod kościołem potwierdziło się, że jesteśmy siostrami. Babcie, które siedziały na ławeczce pytały nas: „A gdzie idziecie? U kogo SPAŁYŚCIE? ”. Zatem już chyba oficjalnie – jesteśmy siostrami :D
Dzisiejsza droga była lepsza, bo szliśmy boczną drogą i nie przeszkadzały nam samochody. Ale było mega dużo meszek, więc nie mogliśmy się zatrzymać. Przeszliśmy 8 km bez postoju.  
Od rana modliliśmy się, żeby trafić na trafić na typowy pielgrzymi nocleg.
Przez 20 kilometrów prawie nikogo nie spotkaliśmy. Tu na Mazowszu chyba nikt nie wychodzi z domu. No może wieczorem na piwo ;)
W Osiecku baliśmy się zadzwonić do księdza, bo nie wiedzieliśmy co mu powiedzieć. Stwierdziliśmy, że poprosimy o wodę z kranu. Jedynym problemem było to, że mieliśmy 2 pełne butelki. Więc cóż mogliśmy zrobić? Wypiliśmy je czym prędzej i poszliśmy zadzwonić. Ksiądz się bardzo zdziwił i chyba nie do końca uwierzył, ale dał nam wodę, grejpfruty i chciał dać kiełbasę.
Poszliśmy, nie mogliśmy znaleźć miejsca do siedzenia, więc weszliśmy do kruchty kościoła, żeby coś zjeść, bo z Panem Jezusem smakuje najlepiej :)
Potem doszliśmy do Pogorzeli i znaleźliśmy zdewastowany kościół. Przestraszyliśmy się, że to kościół katolicki, ale na szczęście okazało się, że nie. 
Do celu mieliśmy 8 kilometrów. Bardzo chcieliśmy dojść bez postoju. Oczywiście nam się nie udało. Siedliśmy przy drodze na zakręcie, auta jak skręcały to musiały uważać, żeby w nas nie wjechać.
Gdy byliśmy już w pobliżu kościoła w Warszawicach, modliliśmy się, żeby ksiądz nas przyjął.  I udało się.
Świat jest mały. Okazało się, że ksiądz proboszcz pracował w parafii Basi oraz w parafii Adama, jeździł do kaplicy w Dziadkowskich, w której mieliśmy Mszę z błogosławieństwem pielgrzymów. Czad.
Zostaliśmy zakwaterowani na salce przy plebanii, dostaliśmy mega kolację i wodę. Mamy tu nawet sianko i opłatki.

Pani gospodyni jest mega.
Dziś rozmowa Adama z panią gospodynią:
Adam:  Tu tak spokojnie, cisza i w ogóle.
Pani gospodyni: Noooo! Takie totalne zadupie.

A później przyjechała do nas Ala, pan tata i Marta.
I się tak niesamowicie ucieszyliśmy, bo cały dzień to był główny temat naszych rozmów :D Rozmyślaliśmy jak Ala się czuje jak jest czysta, jak to jest mieszkać w domu i jak ona się musi czuć, jak nie jest z nami.
Nasza siostra Ala jest bardzo kochana i bardzo za nią tęsknimy. Nie widzieliśmy się 3 dni, a to o 4 za dużo :P
I cieszymy się, że przywiozła nam przepyszne muffinki i parę innych rzeczy. No i wreszcie jest z nami osoba, która rozumie nas i nasze dziwne zachowanie.
Jest bardzo rodzinnie, dzielimy się opłatkiem, piszemy kartki do rodziców na Bożego Narodzenia i poszliśmy polować na dziki. Jest fajnie.

Basia, Adam

PS. Basia nie je ziemniaków, dziwnym trafem wszędzie, gdzie do tej pory byliśmy był ryż. Taki śmieszny „zbieg okoliczności”

Dzień piąty


Szatan boi się ludzi radosnych.
św. Jan Bosco  

Dzisiejszy dzień także rozpoczęliśmy od porannej Eucharystii. Od samego rana już tyle się działo! Księża modlili się za nas i nawet było wezwanie za nas w modlitwie wiernych. Po Mszy poszliśmy z nimi po pieczątki i zrobiliśmy zdjęcia. Ksiądz odprowadził nas do drogi na Garwolin. Na pożegnanie dał nam pieniążki, dużo pieniążków.. :) Kupiliśmy jakieś zwykłe bułki, cukierki i poszliśmy.

Droga była całkiem ciekawa, miliony aut, brak chodnika.

W ogóle to wyglądamy jak (jeszcze) ładni żebracy.

Poprosiliśmy jakąś panią o butelkę wody a w ciężkiej chwili poszliśmy na plebanię. Pani gospodyni nas nakarmiła i porozmawialiśmy. Było miło dopóki nie przyszedł ksiądz. Podszedł on do nas bardzo sceptycznie. Niedowierzając powiedział, że czas już iść, czyli wyprosił nas z domu. No nic, trudno.
W efekcie rozgoryczenia poszliśmy na lody. Ludzie, my naprawdę nie jesteśmy nienormalni, my tylko spełniamy swoje marzenia!

Dalsza droga stawała się coraz cięższa. Mieliśmy zawrotne tempo 2km/h. Ale na szczęście radość była.

Wiecie, co się dzieje jak pielgrzymowi słońce przygrzeje? Widzieliśmy konia, którego nie było a mrówki zjadł rekin.
W sumie to do końca wariowaliśmy.


Wszystko doszło do normy, kiedy pani Elżbieta, żona wójta gminy Parysów podjechała do nas.
Po dojściu do centrum Parysowa zrobiliśmy sobie kilka wspólnych zdjęć i udaliśmy się do domu.
Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci.
Zjedliśmy pyszny obiad i przyjechała mama Ali.

Porozmawialiśmy, zrobiliśmy zdjęcia i... dokonaliśmy mega rzeczy... wyrzekliśmy się: adidasów, gitary, scyzoryka, noża i widelca.
Aaa nasze plecaki będą mniej ważyły. 

Jesteśmy właśnie po wspólnym różańcu, jej.. to było takie niesamowite, rodzinny różaniec i my  :)

Brakuje nam Ali a jej mama jest mega.

A na koniec rozmowa Adama z księdzem:
Ksiądz: a to kim dla siebie jesteście?
Adam: siostrami
Hahahaha

 Nasze nogi chyba kończą swoje działanie po ludzku. Teraz to już nie one będę szły. Panie Jezu ufamy!

poniedziałek, 21 maja 2012

Krok, krok, za krokiem krok


"Proście, a będzie wam dane"
Dziś ten fragment Ewangelii sprawdzał się na każdym kroku.

Wstaliśmy o 5.30, zjedliśmy pyszne śniadanie u Moni i poszliśmy na Mszę na 6.30. Po niej Monia odprowadziła nas do drogi biegnącej do Stoczka Łukowskiego.

Około 10 na horyzoncie pojawił się kościół. Weszliśmy na chwilkę się pomodlić. Niestety nie było księdza na plebanii, więc nie mogliśmy wziąć pieczątek i wody. Po chwili zobaczyliśmy panią, która robiła coś w ogródku. Dała nam wodę, zaprosiła na herbatę i kawę, opowiedziała o swojej rodzinie, pokazała zdjęcia. Jej otwartość i dobroć była niesamowita.

A jaka niespodzianka nas później spotkała! U naszej koleżanki Karoliny dostaliśmy mega obiad. Wszyscy o nas tak dbają, to jest piękne.
U kolegi Patryka dostaliśmy colę i lody.

Do celu brakowało nam niby 8 km, ale zamiast ubywać, to nam przybywało odległości. Według mapy było to niby 8 kilometrów, natomiast każda zapytana przez nas osoba mówiła coraz wyższą liczbę kilometrów.
Musieliśmy robić coraz więcej postojów. Usiedliśmy pod sklepem, pod który podjechała pani z dziećmi. Zdziwiła się, że idziemy z Białej Podlaskiej. Ale kiedy dowiedziała się, że idziemy do Hiszpanii – zaniemówiła.
Pomachała nam i odjechała. Radośni poszliśmy dalej. Patrzymy, a tam stoją przy drodze te dzieci i inni ludzie. Podchodzimy.. Pani wyciąga aparat i pyta, czy może zrobić nam zdjęcie do gazetki parafialnej.
Ale śmiesznie było :D
Kiedy w końcu doszliśmy do kościoła , usiedliśmy i zastanawialiśmy się, co powiedzieć księdzu. Dzięki Bogu zza kościoła wyszedł pan, który szedł do proboszcza i zabrał nas ze sobą.
Ksiądz nas serdecznie przyjął, „damie” dał materac a „żołnierzowi” łóżko polowe. Mamy kuchnię i tyyyyyyle jedzenia.
Czy my zasłużyliśmy na takie coś?
Od piątku nie byliśmy w sklepie a jesteśmy najedzeni do syta. O ludzie :D

W ogóle wszyscy są tacy cudowni! I kochamy Was, że się za nas modlicie i idziecie z nami duchowo. To wszystko jest takie niepojęte! CHWAŁA PANU!

Muszę już kończyć, piszę tę notkę od godziny przez smsy do naszej Ali.
Idę przebijać pęcherze!

Basia i Adam

PS. Znalezione przed chwilą przez Adama słowo: 
"O gdyby ludzie zrozumieli co jest warunkiem ich szczęścia, wtenczas nawet w szacie żebraka czuliby się szczęśliwymi." 

niedziela, 20 maja 2012

I kolejny dzień za nami


Pielgrzymka to trud wędrówki, wypływający z ducha wiary jako świadectwo Kościoła pielgrzymującego.

Pobudka o 5. Z drobnym opóźnieniem ruszamy dalej.

Jeszcze łudzimy się nadzieją, że znajdziemy dziś jakiś otwarty sklep. Dzięki Bogu pani Sylwia dała nam kanapki.

Adamowi włączył się syndrom św. Franciszka. Po drodze wołał wszystkie psy, koty, krowy, konie i inne stworzenia i doigrał się :P Przez blisko 10 kilometrów mieliśmy „miłego” towarzysza drogi. Psa Józefa. Niby miło iść z psem, ale Józef nie był zbyt rozgarniętym zwierzątkiem. 4 razy prawie spowodował wypadek, wchodząc nagle pod szybko jadące samochody. Przez cały czas musieliśmy powtarzać: To nie jest nasz pies!
Józefa pozbyliśmy się podstępem. Gdy przechodziliśmy obok jednego z podwórek, Józef wszedł tam a Adam w tym momencie zamknął furtkę. Od teraz mogliśmy bez obawy o życie nasze i psa kroczyć dalej.

Ogólnie pielgrzym czyta tak jak chce. Z „paki” robi się „plecak” a z miejscowości Strzakły wyszły nam „Sandały”.

W Sandałach spotkało nas wiele małych cudów. Ledwo żywi, niemal nie mający wody, usiedliśmy obok zamkniętej kaplicy. Po chwili podszedł do nas pan i zapytał, czy jesteśmy turystami. My z dumą odpowiedzieliśmy mu, że nie, że my jesteśmy PIELGRZYMAMI i że idziemy do Santiago de Compostela. Pan dał nam wodę, co w ten upał było nieocenione. Okazało się, że pan ma klucze do kaplicy, którą nam otworzył. Weszliśmy na krótką modlitwę i zaśpiewaliśmy dziesiątkę różańca w intencji, w której dziś szliśmy. Do kościoła weszła pani, która, jak zobaczyliśmy po chwili, była zapłakana. To była żona pana kościelnego. Zostaliśmy przez nią zaproszeni do domu, co totalnie nas zaskoczyło. Dostaliśmy herbatę, kawę i ciastka, na które mieliśmy ochotę od samego rana. Spędziliśmy tam trochę za dużo czasu, ale było to piękne spotkanie.
Musimy w tym miejscu napisać o naszym panu Mańku. Pan Maniek K. to mega ziom. CAŁY czas rymował. Naprawdę cały. Na każde nasze pytanie odpowiadał krótkim wierszem. Strasznie się uśmialiśmy.

Bardzo się spieszyliśmy, bo chcieliśmy być jak najwcześniej w Łukowie u Moniki.

Skończyło nam się jedzenie, a WSZYSTKIE sklepy były zamknięte. Niby oczywiste – niedziela, ale jakoś nam to wczoraj, gdy mogliśmy zrobić zakupy, nie przyszło do głowy.

I tu czas na kolejny cud. Koleżanka Basi – Patrycja uratowała nam życie. Gdyby nie ona pewnie nie doszlibyśmy na czas, na Mszę na miejsce. Kanapki i 7days nigdy nie smakowały dobrze a Tymbark został przez nas wypity na raz.

Pełni energii popędziliśmy do kościoła.

Cudowna homilia. Jakby ksiądz wiedział, że jesteśmy pielgrzymami :D

Pieczątki do zeszytu i lecimy do Moniki.

A teraz uwaga, uwaga o tym jak Camino zmienia ludzi: Ala, która od niemal 8 lat nie jadła mięsa, dziś ze względu na pielgrzymkę zjadła trochę kotleta. Bądźcie dumni!

U Moniki totalnie się objedliśmy przepysznym jedzeniem. Mi prawie brzuch pęka. Było pyyyyyyysznie.

No i smutny akcent dzisiejszego dnia: Ala musi na pewien czas opuścić Basię i Adama. Basia płacze, Ala płacze a Adam płacze, bo go nogi bolą :P
Ale nie bójcie się, Ala wróci ;)

Mamy miliardy odcisków, jesteśmy totalnie zajechani, ALE NIESAMOWICIE SZCZĘŚLIWI!!

Basia, Ala, Adam

sobota, 19 maja 2012

Semper avanti

Właśnie skasowałam całą notkę i musimy ją odtworzyć - gratulacje dla Ali.

Semper avanti, czyli zawsze do przodu. Wydaje mi się, że to mogłoby być motto naszej pielgrzymki.

Po zbyt krótkim śnie, szybkim śniadaniu, dokładnym pakowaniu, spisaniu naszych wymiarów (;)), zważeniu nas i naszych plecaków, pożegnaniu się ze wszystkimi - RUSZAMY!
Rodzice Basi odprowadzili nas do krzyżówki.

Przedziwny jest wzrok ludzi, których mijamy. W ich oczach widać trochę strachu, zdziwienie, może odrobina dezorientacji no i na pewno ciekawość. Kim oni są? Duże plecaki, kije, gitara, buty, na plecaku, muszla, śpiwór? Dokąd idą?

Droga minęła nam zaskakująco szybko. Półtorej godziny zdawało się trwać jak 15 minut. No i mieliśmy idealną pogodę - wspaniałe pielgrzymkowe połączenie słońca, odrobiny wiatru i chmur.
Po dojściu do Międzyrzeca udaliśmy się do kościoła. nabożeństwo majowe i Msza. Ksiądz proboszcz na jej zakończenie wspomniał o nas i naszej pielgrzymce. Potem zaczęły podchodzić do nas różne babcie, życząc nam szczęśliwej drogi, zapewniając o modlitwie a nawet płacząc. Gdybyśmy nie mieli, gdzie spać z całą pewnością zostalibyśmy przez którąś z nich przyjęci. Niesamowita sprawa.
Ksiądz przybił nam pieczątki do zeszytu, żeby potwierdzić naszą drogę. Oczywiście zostawiliśmy księdzu adres naszego bloga, może ksiądz właśnie siedzi i czyta (POZDRAWIAMY:)).
Potem poszliśmy na nocleg do nauczycielki Basi - jesteśmy wspaniale przyjmowani. Zjedliśmy pyszną kolację.
Powoli zbieramy się do snu, jutro musimy bardzo wstać, a Monika już na nas czeka :)
Zatem semper avanti.

 Basia, Ala, Adam

Ps. Przy okazji zapraszamy do obejrzenia zdjęć na facebooku - Pielgrzymując. W drodze do Santiago - to nazwa naszego fanpage'a :)

Dzień pierwszy.

Ciężko nam uwierzyć, że to już. Że Adam dziś wyszedł z Białej Podlaskiej i rozpoczął swoje Camino. Że kres tego szlaku jest w Hiszpanii. Że to, o czym marzyliśmy staje się rzeczywistością.

ADAM ---> Nie będę się rozpisywał. Wstałem o 5, o 5:55 byłem już w drodze. Do końca Białej Podlaskiej odprowadziła mnie moja mama. Droga przez pierwsze 15 km przebiegała bardzo dobrze. Po przebyciu połowy drogi zrobiłem sobie przerwę na kanapkę i trochę wody. Później zaczęła się jazda, bo zauważyłem, że buty od kijów trekkingowych zdarły się do samego metalu... To nie koniec fajnych przygód. Wrócił mi ból w połamanym niedawno palcu i zrobiły się dwa odciski:) Za mało przerw (tylko dwie), za szybkie tempo. Ogólnie 29 km zrobiłem w 6 godz 20 min. Ciut za szybko... CAMINO UCZY OD SAMEGO POCZĄTKU ;)

O 12.15 Adam był już u Basi w Dziadkowskich. O 18 dojechała Ala. Wieczorem o 20 zaczęliśmy Mszę Świętą ze specjalnym błogosławieństwem. Ksiądz w kazaniu opowiedział nam o św. Jakubie :)
Po Mszy udaliśmy się do Basi na pożegnalną herbatkę i ciasto. Przyjechały dziewczyny od Basi ze scholi, rodzinka Adama, ksiądz. Było bardzo przyjemnie, lecz krótko... Ostatnich gości pożegnaliśmy ok 22:30.
 Teraz siedzimy i nie możemy wybrać się do spania :)nie możemy spakować plecaków!
A Adam dzielnie walczy ze swoimi bąblami.
Jutro przed nami krótki, bo 15 km odcinek do Międzyrzeca. Czekajcie na relację :)

Ach no i sporo osób prosiło nas o podanie nr konta. Zatem: 5010 2055 5811 1117 9109 5000 87
Z góry dziękujemy za wsparcie :)

Basia, Ala, Adam

piątek, 18 maja 2012

:)

Wakacje! Tak.. teraz i ja mogę powiedzieć, że matura to bzdura . Jednak nadal nie umiem uwierzyć, że już po wszystkim… Ludzie.. ja nie wierzę, że już zaraz wychodzimy! Jutro Adam przychodzi, Ala przyjeżdża, o 20 mamy Mszę ze specjalnym błogosławieństwem dla pielgrzymów idących do Santiago. Jak ten czas zleciał. Muszę jutro w końcu spakować plecak . Aj jak to się wszystko szybko dzieje . Basia

niedziela, 13 maja 2012

Dni skupienia

Jest mega. Basia i Adam zrobili nam niespodziankę i przyjechali na Dni Skupienia do Niepokalanowa:) to była dla nich dłuuuuga noc. Wczoraj mieli ustną maturę z polskiego, potem pożegnalne ognisko. Tak więc o 3 wsiedli w pociąg i rano byli już z nami.Biedny Adam ledwo żyje, bo nie spali całą noc. Basia sobie lepiej radzi ;) Na zakończenie Mszy ojciec udzielił nam specjalnego błogosławieństwa dla pielgrzymów. Niesamowita sprawa. Z całego serca dziękujemy wszystkim za ciepłe słowa, zapewnienia o modlitwie i wsparcie finansowe. Jestescie cudowni! Kochamy Was! Ala

środa, 9 maja 2012

Do wyjścia zostało 9 dni :)


Do wyjścia zostało 9 dni a ja.. właśnie skończyłam powtarzać do jutrzejszej matury z angielskiego.
Może nie będzie źle. Matura i pielgrzymka to niesamowite zestawienie. Gdyby nie pielgrzymka to zapewne byłabym mega zestresowana maturą i wszystko toczyło by się wokół niej i co najważniejsze nie miałabym motywacji do nauki. Z drugiej strony, gdyby nie matura zbyt bardzo przejmowałabym się jak sobie poradzimy  na pielgrzymce. Także wszystko ładnie ze sobą współgra. 
Tak  bardzo się cieszę, że to już zaczyna się dziać. Ten czas tak szybko minął, pamiętam dzień, kiedy zrodził się ten pomysł, a tu już trzeba się pakować. Mój plecaczek już sobie czeka. Na razie waży 7,3 kg, ale jeszcze leki, gitara, hmm…namiot? Oj, damy radę :D. A kupiłam dziś rozmówki niemieckie, będziemy gadać :D I mama nam uszyje zagramaniczne flagi. Jest wesoło J
A jak się przygotowuję fizycznie? Staram się codziennie coś robić… chodzić, jeździć na rowerze, biegać. Ale cóż to tak naprawdę jest.. Jezu ufam Tobie, bardziej niż sobie!
Na koniec powiem, że moja zeszłoroczna pielgrzymka jest opisana na tym oto blogu: http://www.pielgrzym1121.blog.interia.pl/
ZapraszamJ
Baś-Pielgrzym


Wstaję o 5 rano, idę biegać 30 km, after I have a shower  :D
A tak naprawdę to nie przygotowuje się do pielgrzymki jeśli chodzi o kondycję i wytrzymałość. Ze względu na ostatnią kontuzję (złamanie palca u stopy) nie mogę biegać i przeciążać palca by mi nie powrócił ból. Może będę żałował, a może będzie dobrze? Zobaczymy... Jak na razie odpoczywam, jem słodycze (póki mogę) i oglądam filmy :D
Bardziej rozmyślam nad tym jaki jest mój cel tego, dlaczego idę, jaką ideę chcę tym propagować. Dalej do końca tego nie wiem i raczej prędko się nie dowiem.
Jeśli chodzi o przygotowanie psychiczne to bardzo pozytywnie, jeżeli dzisiaj byłby 18 maja bez zastanowienia bym wyszedł już z domu! :) Jestem głodny i potrzebuję nowej przygody, nowych przeżyć. Chęć poznania i odpoczynku od nauki sprawia, że duszę się w tym mieście, w tym pokoju, nad tymi książkami i przygotowaniami do matur.
A propos matur. Spoko luz, zero strachu, matma i angielski ustny zaliczony (reszta też, lecz dokładną punktację poznamy trochę później ;)).

Adam