sobota, 30 czerwca 2012

Fulda


Po wczorajszym świętowaniu śniadanie było dopiero o 8.30. Zanim się zebraliśmy było już po 10. Ciężko było się rozstać.

Dzisiaj krótka droga, bo do Fuldy tylko 15 kilometrów. Żeby nie było zbyt łatwo był okropny skwar, więc i tak zdążyliśmy się zmęczyć. Ten szlak jest jakiś dziwny, musieliśmy chodzić rowerowym.

Nie mieliśmy załatwionego noclegu, więc poszliśmy do informacji turystycznej. Pani dzwoniła, aż załatwiła nam nocleg w klasztorze. Dobrze, że się udało, bo hotel od 39 euro, nie dla nas.

Niesamowicie czujemy się w ubraniach wypranych w pralce :D Nasze sandały powoli umierają, o nie!


Byliśmy na spacerze, chcieliśmy zobaczyć katedrę, ale jest koncert i nie można przejść. Trudno! 


Idziemy spać.

Basia i Adam

Niespodzianki


 Przez cały dzień nie chodziliśmy wytyczonym szlakiem, bo prowadził okrężną drogą, więc stworzyliśmy własny :D Z mapą i kompasem daliśmy radę. Nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać. 8 km przed celem zabrało nam wody, poszliśmy do Caritasu. Napełniliśmy butelki, dostaliśmy lody. Pan zadzwonił po jakiś ludzi, którzy przyszli i myśleli nad naszym noclegiem. Jeden pan odprowadził nas na szlak, dał adres i powiedział, że możemy przyjść. Więc poszliśmy!

Czekaliśmy pod domem nr 30. Przyjechał pan z panią :D Przyjęli nas jak rodzinę! Byliśmy razem na Mszy Świętej. Aaa czad! Potem był grill! Od rana chcieliśmy w jakiś sposób uczcić zdaną maturę :D i się udało. Ależ to mega było. Potem razem śpiewaliśmy, Basia grała z panem na gitarze. Ogarniacie? 29 czerwca, a my siedzimy sobie w Niemczech w jakimś domu i wspólnie świętujemy zdane egzaminy. My nie ogarniamy :D CHWAŁA PANU, że takie niespodzianki nam robi :D
I w końcu mogliśmy skorzystać z pralki.

A Ali w dniu jej urodzin (30.06) życzymy wszystkiego najlepszego! I żeby już do nas dojechała :D

Basia i Adam

Droga


25.06.

Ze względu na krótki odcinek, który nas dziś czekał byliśmy pełni entuzjazmu. O 6.30 byliśmy na szlaku, bardzo dobrze nam się szło, było chłodno. Przez 25 km odpoczywaliśmy tylko jeden raz, mieliśmy mało jedzenia, zero słodyczy - aż dziwne :D

O 12 doszliśmy do Erfurtu. Przyczepił się do nas jakiś dziwny pan, który mówił w każdym i żadnym języku jednocześnie. Schowaliśmy się za krzakami a potem w sklepie, ale jesteśmy :D cieszyliśmy się, że tak szybko będziemy dziś na noclegu, ale nasza radość szybko minęła. W klasztorze augustynów zlikwidowali albergę, teraz w mieście jest jedynie hotel, jedyne 18 euro za osobę chcieli, super! W hostelu - 12 euro. Nie poszliśmy. Wysłali nas do urszulanek, niestety pokój zajęty. Przyszła pani, która mówiła po polsku, poleciła albo schronisko, albo Katolickie Stowarzyszenie Studentów. Poszliśmy do tego drugiego. Dziewczyna odesłała nas do informacji. Totalnie zmęczeni, chyba wzruszyliśmy pana, dzwonił do 10 osób aż się udało. I nocujemy w tym budynku studentów. Byliśmy prawie jak Józef z Maryją - od drzwi do drzwi..

Byliśmy na Mszy Świętej, pozwiedzaliśmy miasto i przeszliśmy się szlakiem, żeby rano wiedzieć, gdzie iść. Wieczorem był kurs tańca, więc sobie pooglądaliśmy jak ładnie tańczą. Już o 22 spaliśmy.


26.06.

Nasze wczorajsze chodzenie szlakiem na nic się nie przydało. Wędrówkę rozpoczęliśmy od zgubienia się. Straciliśmy godzinę i bez sensu przeszliśmy 5 km. Cudowny poranek. Że też musieli jakiś drugi szlak wymyślić. Kiedy trafiliśmy na nasz szlak zaczęło być strasznie zimno! Normalnie jesień. Niektóre odcinki były powalające, np. 5 km totalnie prostej drogi. Alberga miała być na początku miasta, ale była jednak na końcu. W sumie dobrze, bo jutro będzie bliżej. Jesteśmy w Gotha.


27.06.

Dzisiejszy dzień był mega ciężki. Było strasznie pod górę. Do tego 36 km. Spaliśmy w jakimś hostelu a zarazem domu starców. Fajnie.


28.06.

O 6.15 wyszliśmy i na dzień dobry przed nami była ogromna góra. Basia nastawiła się na 26 km, Adam na 36, a jak się później okazało były 42 km. Niesamowicie ciężkie 42 km. Ciągle pod górę.. I te 11 kilogramowe plecaki.. Na szczęście droga prowadziła przez las, więc był cień. Zabrakło nam wody, był skwar, więc się później odwodniliśmy. Basia narzeka, że nie ma jak głowy umyć, mamy mini umywalkę i lodowatą wodę, czad! Dostaliśmy dyplomik za przejście tego szlaku, jutro zaczyna się nowy, kupiliśmy mapy. Na szczęście pastor przyjął nas bez problemu, bo inaczej musielibyśmy iść do hotelu. Nadal nie możemy się przyzwyczaić do biegających po plebanii dzieci :D jesteśmy zmęczeni na maksa!

Basia i Adam

piątek, 22 czerwca 2012

Lipsk - Meresburg - Freyburg


21.06.

Dziś po raz pierwszy udało nam się wyjść przed czasem. Już o 6.20 byliśmy na szlaku. Przez 2 godziny przebijaliśmy się przez miasto. Było to dość niemiłe a poza tym padał deszcz. Kiedy w końcu wyszyliśmy z Lipska mieliśmy przeprawę przez las, błoto, gliniane drogi rozmiękczone wodą. Nasze buty ważyły 3 kg :D Adam stwierdził, że Alę omija najlepsza droga :D
Pogoda była dziś bardzo sprzyjająca, dlatego udało nam się przejść 40 km. Ale przez ostatnie 10 km siadało nam na mózgi :D Nasze zachowanie było bardzo zdziczałe haha :D

Jesteśmy w Meresburgu. Wczoraj bardzo narzekaliśmy na nocleg, za to dziś mieszkamy w kościele ewangelickim na chórze :D Mamy umywalkę :D Chwała Panu, że było zimno dzisiaj! Tak... A teraz, żeby nikt nie mówił, że mało dziś przeszliśmy, to poszliśmy na spacer do sklepu. Oczywiście nie umieliśmy go znaleźć, ale jakiś pan nas prowadził. Ha mega :D

Teraz siedzimy, rozmawiamy sobie z panią i jemy bardzo niezdrowe gorące kubki i dania w 5 minut.

Basia i Adam



22.06.

Chyba jesteśmy zmęczeni, bo nie daliśmy rady wstać o 5, udało nam się dopiero o 6. W piekarni oddaliśmy klucz i poszliśmy. Most był zamknięty i nie wiedzieliśmy którędy iść. Dobrze, że pani Niemka szła za nami. Wyprowadziła nas na szlak. Ogólnie to żegnaliśmy się z nią dzisiaj 5 razy.

Dziś przeszliśmy 29 kilometrów, więc tak nie za dużo :) Mały napad na czereśnie też zrobiliśmy.

O 17 doszliśmy do Freyburga. Super miasto, położone w dolinie. Jedyna alberga w mieście za 5 euro. Basia narzeka, bo we wszystkich sklepach w mieście są stare owoce.
Nie ma nic piękniejszego niż ręczne pranie naszych mega brudnych ubrań :D 
Liczyliśmy ile odcisków mieliśmy od początku pielgrzymki, Adam aż 9, Basia tylko 30 :D
Teraz leżymy i odpoczywamy, Adam robi słit focie.


Basia i Adam

czwartek, 21 czerwca 2012

Lipsk


Szalony dzień!

Spaliśmy ponad 10 godzin, czyli za dużo. Na Mszy było zaledwie 13 osób. Była po niemiecku, ale czasami ksiądz mówił do nas po angielsku i dał na Ewangelię do przeczytania po polsku. Na koniec otrzymaliśmy specjalne błogosławieństwo. Mega!

Nie obeszło się bez wrzucenia fot na fejsa. Pożegnaliśmy się i o 11 wyszliśmy, późno!

Pogoda była straszna, pochmurno, duszno, źle się szło! Zrobiliśmy napad na czereśnie i groch, a co! Ale droga się strasznie ciągnęła..

Zrobiliśmy zakupy w Lidlu w Lipsku i szukaliśmy noclegu. Nie macie pojęcia co to było! Doczłapaliśmy do sióstr dominikanek, ale... mają tylko 2 miejsca, z czego jedno było zajęte, bu.. To na pewno był pan, który zawsze leży i czyta gazetę :D Siostry zadzwoniły do jakiegoś pana i dały nam adres. Nie umieliśmy znaleźć tego miejsca, zaczął padać deszcz. Dopiero o 20.30 się udało. Jesteśmy w mieszkaniu u pana, który mówi tylko po niemiecku, więc porozumiewamy się przez translator. Śmiechowo!

Basia i Adam

środa, 20 czerwca 2012

Mali złodzieje


Warto było wstać o 4.30, iść 36 kilometrów, spalić się na słońcu, żeby być teraz w alberdze przy katolickim kościele. Ksiądz nas niesamowicie serdecznie przyjął. Pan, który tutaj też jest zrobił nam zdjęcie z księdzem, wydrukował i wyśle do domu, haha mega :D

Droga była bardzo ciekawa, od samego rana żywiliśmy się kradzionymi owocami i warzywami. Już o 7 rano Adam skakał po czereśnie. Potem był groszek, kangusy (czyli zboże) i truskawki :D

Jesteśmy w Wurzen, spotkaliśmy pierwszą grupę Polaków, zbierają tutaj truskawki (podobnie jak my ;)). Jeżeli będąc zagranicą widzisz człowieka siedzącego z laptopem na chodniku, to wiedz, że to Polak korzystający z internetu :D

Jutro pójdziemy na Mszę o 9, yeah, czad! :D

Basia i Adam

Ps. Proszę podpisujcie się pod komentarzami, bo nawet nie wiemy kto je pisze :P Ala

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Miesiąc w drodze


Doszliśmy do wniosku, że ludzi wzrusza nas młody wiek. Babcia i dziadek, przynieśli nam do naszych sobotnich, podgrzanych w piekarniku bułek ser i miód, a na drogę gofry i czekoladki. Odprowadzili nas, dali 5 euro i kupili bułki. Są mega!

Od rana był niesamowity upał. Wyobraźcie sobie iść 10 km bez wody a potem uciekanie przed burzą, ciekawie. Nie było żadnego sklepu, więc poszliśmy do pastora po wodę.

Żeby nie było nudno mieliśmy dziś przeprawę jakąś łodzią przez rzekę, za 2 euro :D

Jesteśmy w Strehla, odpoczywamy. Jutro czeka nas 36 km. Obliczamy czas, bo możemy nie zdążyć na studia.. Tak..

Każdy Niemiec nas pyta, co o tej pielgrzymce sądzą nasi rodzice.
A Adam zaczął zaciągać po naszemu, wschodniemu. Doszedł do wniosku, że to przez używanie 4 języków :D

Dziś mija miesiąc od naszego wyjścia, mamy za sobą około 850 kilometrów i dalej nie możemy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę :D

Basia

Idziemy, idziemy



14.06. (czwartek)

Jesteśmy w Bautzen. Dosłownie cudem dostaliśmy się do albergi. Niemiec, który mówił po rusku zaprowadził Adam, a mnie jakaś pani. Kurcze, z nieba nam spadli. To jest piękne, że oni sami do nas podchodzą i  pytają jak pomóc.

Dzisiejszy dzień był bardzo długi, zrobiliśmy ok. 35 km. 
Na dzień dobry była ogromna ulewa. Okazało się, że nikt nie liczył ile zjedliśmy, więc Adam stwierdził, że gdyby to wiedział, to by się najadł jak "dziki pielgrzym".

Po drodze spotkaliśmy dwie pani, które też pielgrzymują, fajnie się z nimi rozmawia, takie 3 w 1: niemiecki, polski, angielski.
Adama dziś wykazał się znajomością języka niemieckiego, mówiąc do pani: dzień dobry. Mega się zdziwiła :D

Jesteśmy padnięci, dobranoc.

Basia



15.06 (piątek)


Nawet nie macie pojęcia jak ciężko było dziś wstać. Na szczęście wizja tylko 18 km nam pomogła. Musieliśmy odpocząć po wczorajszym.

Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie przy domu pogrzebowym na cmentarzu.Przyszli jacyś państwo i pani zaczęła coś mówić po niemiecku na co Adam jej odpowiedział: my nie rozumiemy po polsku haha 

Droga minęła bardzo szybko, już o 13 byliśmy w alberdze. Nie było nikogo, wszystko otwarte, jedzenie, picie, wszystko dla pielgrzymów. Nie wiedzieliśmy co robić, bo nie umiemy niemieckiego. Napisaliśmy kartkę do pani Moniki, właścicielki, która mówi po polsku, że jesteśmy na górze:D 

Przyszły także nasze znajome Gabi i Rita, starsze panie. Są takie mega. Uwielbiamy z nimi rozmawiać po polsku-niemiecku-angielsku :D Dostaliśmy od nich medaliki i my daliśmy nasze z Niepokalanowa. Rita opowiadała o Asyżu i o tym, że jest ewangelizatorką. O 19 byliśmy na Mszy, jak cudownie! Aż lepiej człowiekowi, bo już 2 dni nie było naszych kościołów. Msza była w języku serbołużyckim, także ciekawie. 

Jak wróciliśmy, to była już pani Monika i jeszcze jedna pielgrzymowiczka (sic). Robiły wspólną kolację.
Ci ludzie są tacy wspaniali! Siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy, hit Basi: our stóp hurts :D

Próbowaliśmy wrzucić zdjęcia, jednak niemiecki laptop i wolny internet nam to uniemożliwiły. Może kiedyś się uda więcej. Dzień czaderski!

Basia i Adam



16.06 (sobota)


Dziś rekordowo długo jedliśmy śniadanie, bo ponad godzinę. Pani Monika jest cudowna, nie mogliśmy się rozstać. Od samego rana działo się niesamowite rzeczy. Podszedł do nas pan, który mówił po serbsku i niemiecku, a my po rosyjsku i polsku. Oczywiście się dogadaliśmy :D Zaprowadził nas do siebie, dostaliśmy wodę i 5 € :D
Po kolejnych 5 km wstąpiliśmy do naszego kościoła, akurat był ślub. Odpoczęliśmy koło kościoła i przyszedł ksiądz, troszkę mówił po polsku. Zaprosił nas na obiad. Mega! Tak się najedliśmy, że ledwo mogliśmy dalej iść. A przed nami było jeszcze 20 km.

Kupiliśmy sobie po litrze coli, żeby plecaki nie były zbyt lekkie. Ha, w Polsce takiej nie ma :D

O 19 dotarliśmy do albergi. Był tam chłopak, który zadzwonił do jakiegoś pana. On przyjechał i nas stamtąd wyprowadził, więc bardzo się zdziwiliśmy. Zaprowadził nas do kościoła, złapał za ręcę i zaczął coś śpiewać przed ołtarzem. Przeżyliśmy szok. Potem pan pojechał rowerem i kazał nam iść przez 5 minut prosto. Doszliśmy do chatki, takiej z 1826 roku! Mieszkamy w niej – taki powrót do przeszłości :P Nie ma prądu, wody, wszystko jak w pierwszej połowie XIX wieku :D

Dostaliśmy kolację. Uwaga – wydarzenie dnia – Basia spróbowała wina :D

Był też u nas pan, który odnowił ten dom i opowiedział nam jego historię. Oczywiście była z nim pani Alicja – Polka, która nam wszystko tłumaczyła. Niesamowita kobieta. Przywiozła nam picie, bo zapomnieliśmy, że jutro niedziela. Dała nam też swoje ostatnie pieniądze, kurcze, cudowna jest!

Teraz siedzimy przy świeczkach, ogarniamy się do spania. Jutro 15 lub 30 kilometrów, zależy jak nogi. Na razie bolą… Jest burza.

A główne hasło dnia to: Ala przywiezie :D Ej tęsknimy za Tobą!

I takie małe podsumowanie, zdanie, które jest napisane na suficie: nie ten, kto dużo ma jest bogaty, tylko ten kto mało potrzebuje.

Basia i Adam

Ps. Dziękujemy za doładowania :D



17.06. (niedziela)

To niesamowite, przyszliśmy bez niczego, a wyszliśmy ze wszystkim!

Rano było chłodno, więc się dobrze szło. Po 15 kilometrach stwierdziliśmy, że pójdziemy jeszcze 17 do Grosenhain. Droga biegła przez lasy i pola, przyjemnie. Tylko przez ostatnie kilometry było gorąco.

Do albergi doszliśmy po 17. Właściciele to starsze małżeństwo. Dobrze, że jest tu jeden pielgrzym, który tłumaczył nam na angielski.

Wszystkie sklepy dziś zamknięte, więc niestety musieliśmy iść na pizzę..

Niestety nie byliśmy na Mszy i jak na razie nie będziemy. Wyszliśmy z „katolickiej wyspy”  Serbołużyczan i nie ma katolickich kościołów.

Basia i Adam

środa, 13 czerwca 2012

Guten Tag


Pozdrawiamy wszystkich Polaków w Polsce :D

Jak przystało na nas, pielgrzymów, od razu po wejściu do Niemiec zgubiliśmy się. W ogóle to myśleliśmy, że jak będziemy przekraczać granicę, to będzie jakaś kontrola czy coś, a tu przeszliśmy przez most i były Niemcy. Niezły szok.

W informacji turystycznej nie chcieli gadać po angielsku, ale jakoś się udało, trafiliśmy na szlak. Jest super oznaczony, biegnie przez lasy, pola. Ludzie są bardzo sympatyczni. W lesie troszkę zmokliśmy.

Spotkaliśmy pielgrzyma i tak sobie rozmawialiśmy w 3 językach :D

Mieszkamy w alberdze w Anrsdorf. Mamy dostęp do całego baru z jedzeniem i myślimy jak oni to policzą. Teraz siedzimy i odpoczywamy.

Basia i Adam


Ps. Bylibyśmy wdzięczni gdyby nam ktoś doładował konto, bo smsy są drogie, a na koncie mamy 1 zł i nie mamy jak notek pisać :P

wtorek, 12 czerwca 2012

Ostatni dzień w Polsce


W życiu byśmy nie pomyśleli, że tyle się dziś wydarzy. Dziś rekordowo późno, bo dopiero o 9.52 byliśmy na szlaku. Dlaczego? Bo jesteśmy ślepi i nie umieliśmy go znaleźć. Tak więc było ciekawie.

Strasznie opornie nam się dzisiaj szło, ale spotykaliśmy ciekawych ludzi :D
Policjanci zdziwili się, kiedy powiedzieliśmy skąd idziemy, a jeszcze bardziej, kiedy powiedzieliśmy dokąd. Chcieli nas powieźć :P Oczywiście nie skorzystaliśmy. 
W sklepie pan stwierdził, że jesteśmy zwiadowcami i nawet suszymy skarpetki na agrafkach :D Pan zastanawiał się też, gdzie Adam będzie oglądał mecz.
Pan: Gdzie wy dzisiaj idziecie?
Adam: Do Zgorzelca.
Pan: Gdzie Ty będziesz mecz oglądał.. chyba na CPNie... 

Jakieś 8 kilometrów przed Zgorzelcem rozmawialiśmy z panią, która powiedziała nam, że właśnie w tym kościele, do którego zmierzamy będzie o 18 Msza o uzdrowienie i wieczór uwielbienia.
Dostaliśmy skrzydeł, zaczęliśmy niemalże biec. Wszystko było piękne do momentu, w którym zgubiliśmy szlak a była godzina 17.30. Nie było możliwości, żeby na cokolwiek zdążyć.

Poszliśmy jakąś drogą, nadrobiliśmy 10 km, byliśmy padnięci, głodni i tak bardzo spragnieni. Ostatkiem sił dotarliśmy do kościoła. Akurat zaczynała się modlitwa uwielbienia. Oj mega :D

I pośpiewaliśmy sobie, jej :D Cudownie :D

"Chcę wywyższać imię Twe"

Ojciec nas przedstawił, pozwolimy sobie zacytować: "Są tutaj Boży popierdzieleńcy, którzy idą do Santiago" haha
Ojciec nas na koniec pobłogosławił.

O 20.30 ksiądz zaprowadził nas do byłej kaplicy. Wykąpaliśmy się w umywalce, ksiądz przyniósł nam jedzenie.
No i Adam musiał jeszcze odwiedzić McDonalda na pożegnanie Polski.

I słowo Adama na dziś: Polska mistrzem Polski.

Dziękujemy wszystkim dobrym ludziom, którzy pomogli nam przeżyć drogę przez Polskę, dziękujemy za noclegi, jedzenie, pomoc, rozmowy, WSZYSTKO!
Pamiętamy w modlitwie.

Jutro przekraczamy granicę, więc pewnie będziemy pisać rzadziej. 

Basia i Adam

poniedziałek, 11 czerwca 2012

A głupi myśli, że nie ma Boga

por. Ps 53 :)

A głupi myśli, że nie ma Boga [klik]

Dziś stwierdziliśmy, że pójdziemy szlakiem, bo będziemy mieć bliżej. Po Mszy zrobiliśmy sobie kanapki z wczorajszymi bułkami i udaliśmy się w kierunku Lubania.

Na początku to była bardzo fajna droga. Potem mieliśmy cudowną przeprawę przez błoto. Ludziom, którzy chcieliby przejechać polskie Camino na rowerach życzymy powodzenia. Nawet traktorem byłoby ciężko :P Byliśmy cali brudni, a Basi spodnie miały wystarczyć jeszcze na jutro :D

Ogólnie to było fajnie, chodziliśmy przez jakieś wsie. Oczywiście 6 kilometrów przed celem musieliśmy zgubić szlak i iść swoim. Na szczęście wróciliśmy na szlak, nawet było to miejsce, w którym łączą się 3 szlaki Camino, ha i nasza nowa :D

Dziś mamy nocleg u sióstr magdalenek, wiedziały kim jesteśmy, bo ksiądz z Prochowic dzwonił :) Zjedliśmy obiad i poszliśmy szukać poczty i apteki.

Wysłaliśmy 2,5 kg zbędnych rzeczy :D Może lżej będzie iść? No i szukaliśmy dobrego człowieka, który sprzedałby nam antybiotyk, bo nie mieliśmy recepty.
W pierwszej aptece pan powiedział, że nie ma mowy. W drugiej pani po paru pytaniach i po zobaczeniu stopy Basi powiedziała, że sprzeda. Dała nam leki, plastry, gaziki i to wszystko za darmo! Anioł nie kobieta! To było takie niesamowite!
Zrobiliśmy zakupy i poszliśmy robić pranie, dużo prania.

Teraz siedzimy, naprawiamy nogi - to znaczy nogi Basi, a Adam je cukierki :D

Jutro o 7 Msza i do Zgorzelca :)

Basia i Adam

niedziela, 10 czerwca 2012

Lwówek Śląski


Z okazji niedzieli spaliśmy dziś do 7 :D mieliśmy iść krótki odcinek, więc się nam nie spieszyło.
Pożegnaliśmy się z królikami na pasztet dla Ali i wyszliśmy.

Nie mieliśmy jedzenia, tylko słodycze. Robiliśmy bardzo długie przerwy. Kiedy w końcu znaleźliśmy sklep, to kupiliśmy 7daysy, bo nic innego nie było. Jak już zjedliśmy, okazało się, że były przeterminowane :D

W pewnym momencie pojawiła się dziewczynka, która szła przed nami. Zobaczyliśmy szlak św. Jakuba (przez 2 dni nim nie szliśmy), po czym dziewczynka zapytała, czy idziemy do centrum. Szła kilka metrów przed nami i tak jakby nas prowadziła - trudno to opisać.

Witaliśmy się też z kolarzami.

Kiedy dotarliśmy do celu, ksiądz już na nas czekał. Dostaliśmy pokój. Byliśmy na wieczornej Mszy, oczywiście ksiądz się za nas modlił, zaprosił nas także na kolacje.

Właśnie przeczytałam bajkę o choince na dobranoc i idziemy spać.

Kolorowych koszmarów :D

Basia

Do granicy coraz bliżej


9.06

Mieszkamy w lesie, nie mamy łazienki ani prądu, ale za to mamy znicze :D Adamowi się tu podoba. Biegają króliki, sarenki, kozy i inne zwierzątka a Adam za nimi :D Są piękne widoki.

Dobrze, że kupiliśmy sobie chleb i zmutowaną szynkę, bo byśmy głodowali. 

Dzień minął dobrze, wyszliśmy po Mszy i śniadaniu. 3 razy padał deszcz, Basię boli noga.


10.06

Jesteśmy już w Lwówku Śląskim, mamy fajny pokój :) Już byliśmy w sklepie, bo umieramy z głodu, Basia się chyba lepiej czuje :)

Basia i Adam

sobota, 9 czerwca 2012

Cześć jestem Basiek


8.06.

Cześć jestem Basiek i od dzisiaj jesteśmy braćmi :D Na początek kilka ciekawych odpowiedzi przechodniów na pytanie, jak dojść do sióstr karmelitanek:
1. "A są w ogóle takie?"
2. "Po lewej stronie będzie Real, skręcicie w prawo i tam będzie plebania sióstr" :D
3. "Musicie PANOWIE iść prosto przez park.."

Taaak.. I z ostatniej chwili.
Basia: Jaki wynik?
Adam: 1:1
Basia: Dla kogo?
Haha :D tak..

Wracając do tematu, po Mszy poszliśmy na śniadanie, dostaliśmy mega wyprawkę, tyyyyle słodyczy :D Zrobiliśmy sobie zdjęcia i księża odprowadzili nas na szlak. Cieszyliśmy się, że w końcu będziemy mogli nim iść. Jednak kiedy, idąc szlakiem trzy razy  nie wiedzieliśmy gdzie skręcić a droga była bardzo zarośnięta, nasza radość znikła.

Ogólnie to milczeliśmy przez całą drogę. Basi przeszło na gardło i gadać nie może.

W jednej z wiosek pani dała nam lody i czekoladę, bo do Hiszpanii daleko :D

Po trudnej przeprawie przez miasto dotarliśmy do sióstr. Bardzo serdecznie nas przyjęły i nakarmiły. Kurcze wszyscy tak o nas dbają. Byliśmy w sklepie po cieplejszą kurtkę dla Basi - rabat dla pielgrzymów wymiata :D A i kompas kupiliśmy, bo zbyt często gubiliśmy się w lesie.

Adam nie ma żadnych odcisków, nic nie narzeka, no może tylko na to, że wszędzie mówią o Euro. Jednak teraz siedzi w pokoju biskupim i ogląda mecz na 50-calowym telewizorze.
Basia wyprała połowę rzeczy i potem zwątpiła. Jak na razie obraziła się na słodycze i przeprosiła owoce :D Jest fajnie :D

Basiek i Adam

piątek, 8 czerwca 2012

Jak pielgrzym się wyśpi, to ma świeższe myśli


Zdarzają się takie dni, kiedy pielgrzymi dość mają,
wtedy jeden dzień więcej w Prochowicach zostają.

Mając za sobą kilometrów wiele
salkę dostają tuż przy kościele.

W tej salce okropny barłóg mają,
bo jak zwykle nic nie sprzątają.

Księża noclegi nam załatwili,
dobre jedzenie też zapewnili.

Są mega super i tacy fajni,
dali nam nawet dostęp do pralni.

Radia słucham, sok se pijemy,
no może w końcu się ogarniemy?...

Osiem herbat dziś wypijemy,
bo Boże Ciało tak świętujemy.

Jutro do Legnicy podążać będziemy,
karmelitanki tam odnajdziemy.

Wybaczcie nam formę tekstu tego,
lecz jest to efekt dnia rozpustnego :D

Basia gorączki się już pozbyła,
do dobrej formy szybko wróciła.

Adam się wyspał, w kominku napalił
- kawał dobrej roboty odwalił.

Po co te rymy? Sami nie wiemy ;)
Jutro normalnie już napiszemy :D


Basia i Adam

czwartek, 7 czerwca 2012

Życie pielgrzyma za kulisami


6.06

Jak każdego dnia mieliśmy problem ze wstaniem. Ale ile można włączać drzemkę skoro Msza o 6.30?
Szybko wyskoczyliśmy z łóżek, aby się ogarnąć i zdążyć. W pokoju był niemal mróz, więc ciekawie, zwłaszcza dla Basi, która się przeziębiła.

Po Mszy zjedliśmy śniadanie i zrobiliśmy dużo kanapek. Było już późno, bo prawie 9. Wizja 32 km trochę przerażała... Tym bardziej, że nie widzieliśmy, do którego miasta iść, aby znaleźć nocleg. Ale jeszcze pełni entuzjazmu szliśmy całkiem przyzwoitym tempem.

Jedna pani pod sklepem spytała na jaką imprezę idziemy, zaś druga po zejściu z roweru stwierdziła: "ale się zsikałam". Wesoło.

Jednak w pewnym momencie zaczęło być strasznie ciężko. Zaczęliśmy strasznie człapać.

Ostatnio 7 kilometrów było najgorsze, nie mieliśmy siły. Basia miała gorączkę, myślała, że siądzie i już tam zostanie.
Ale z pomocą Boga można przejść z gorączką 32 kilometry.

Doszliśmy na 20. W Prochowicach zaczął się szlak św. Jakuba, więc szukaliśmy muszli. Ksiądz nas przyjął bez problemu. Mamy salkę, jest kuchnia, Basia dostała nawet łóżko polowe i termometr. Mamy dużo jedzenia.
I zostajemy tutaj jeden dzień, żeby wydobrzeć.
Księża są niesamowici :D

Basia i Adam

wtorek, 5 czerwca 2012

Z życia Basi i Adama, może nie kolejna drama :)


Znowu ledwo dziś wstaliśmy,
do kościoła pobiegliśmy.
Ksiądz nas też pobłogosławił
i w długą drogę odprawił.
Jeszcze śniadanie zjedliśmy
i kanapki zrobiliśmy.
Siostry słodycze nam dały
i nas miło pożegnały.
Bez przystanku długo szliśmy,
jednak później już padliśmy.
W Obornikach siedzieliśmy,
dużo słodyczy jedliśmy.
Ludzie dziwnie spoglądali,
bo dziwaków oglądali.
Długo żeśmy tam siedzieli
i o niczym nie myśleli.
Potem przedszkole już było,
więc wesoło się zrobiło.
Basia autami jeździła
i jak małe dziecko była.
Adam jeszcze lepiej miał,
bo se lalki kołysał.
Znowu się zasiedzieliśmy,
więc się trochę zmartwiliśmy.
Koniec drogi trudny był,
bo nam już zabrakło sił.
Siostry na szczęście nas przyjęły
i kolację ogarnęły.

To był trudny dzień.

:D

Basia i Adam

Milicz - Trzebnica


Stróże Poranka - Drogi [klik]


4.06
Razem z panem Józefem byliśmy na Mszy, wzięliśmy pieczątki i udaliśmy się w 32 - kilometrową drogę.
Padał deszcz, było zimno. Dobrze, że Ala przywiozła nam buty :D
Mimo deszczu droga była przyjemna, dużo lasów, czasami wioski.
W jednej wsi poszliśmy do sklepu po sok i bułki. Pan nie mógł uwierzyć, że idziemy do Hiszpanii. Jego żona zrobiła nam kawę i dostaliśmy ciastka, czad :D
Ludzie mówili, żebyśmy w Trzebnicy poszli na nocleg do sióstr, bo na pewno nas przyjmą. Od sklepu mieliśmy jeszcze 15 km.
Podbudowani miłym spotkaniem, szliśmy dalej, śpiewając kolędy i grając butelką w golfa :D Taki sposobem czas nam szybko zleciał.
Doszliśmy do sióstr boromeuszek. W pierwszej chwili myśleliśmy, że nas siostra przełożona nie przyjmie. Jednak udało się. Dostaliśmy obiad i mieszkanie :D 3 pokoje, kuchnia, łazienka - szaleństwo :D W końcu zrobiliśmy pranie, bo znów mieliśmy deficyt ubrań. Teraz pijemy osiem herbat i idziemy spać, bo jutro o 6 Msza.

Basia i Adam

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Szalony weekend



Kiedy Bóg drzwi zamyka - otwiera okno. Odetchnij. Popatrz. Spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia.


No to z Lednicą było tak:

Jak wstaliśmy rano w sobotę, to jeszcze nie wiedzieliśmy, że na nią jedziemy. Poszliśmy na Mszę na 7.30, która była też dla wyjeżdzających na Lednicę. Na zakończenie Mszy ksiądz powiedział, że dobrze, że jeszcze są takie świry, idące do Santiago, bo w domu ludzie umierają.
Potem ludzie zaczęli się pakować do autobusu i… okazało się, że zostały 2 miejsca wolne! Więc cóż było robić? JEDZIEMY!

W drodze oczywiście spaliśmy i nie odzywaliśmy się do nikogo :P no może trochę się odzywaliśmy. Na miejscu byliśmy o 11. Dla Adama to była pierwsza Lednica, więc na początku był bardzo obojętny. Aby wejść na pole czekaliśmy godzinę, choć Adam stwierdził, że to były 4 godziny. Ogólnie to byliśmy na głodzie, bo od rana nie jedliśmy słodyczy. Na szczęście nasi znajomi, którzy byli też na Lednicy zawołali nas na gofry, sernik, trufle, kanapki :D Nie głodujemy :D Spotkaliśmy również koleżanki Basi ze Śląska. Tegoroczny temat był mega, o zaufaniu i miłosierdziu. Tańczyliśmy na Chwałę Pana! Mega było. Poznaliśmy takich cudownych ludzi. W życiu byśmy nie przypuszczali, że będziemy na Lednicy i będziemy mieć pieczątki w zeszytach :D Tak miało być. Przed 24 wracaliśmy do domu. Totalnie zmarznięci i zmęczeni o 3 wróciliśmy do pani Bogusi. Poszliśmy spać. Noc była strasznie krótka, bo już o 9 byliśmy na Mszy i staraliśmy się być przytomni.

Pierwszy raz wyszliśmy tak późno - o 10.30. Dobrze, że to tylko 25km. Miało być mniej, jednak oczywiście poszliśmy na około. Musieliśmy skakać przez krzaki, wesoło. Jest u nas Ala (nie napisaliśmy dlaczego jej nie ma, niestety musiała wrócić na sesję). Czekaliśmy na nią z utęsknieniem. Przywiozła nam muffinki :D I buty dla Basi, bo w sandałach nie może na razie chodzić. Jesteśmy u pana Józefa i jest czadersko. Po tygodniu diety słodyczowej zjedliśmy w końcu obiad :D Ja muszę to pisać, Adam planuje trasę, Ala robi sobie słit focie, a tata Ali się denerwuje, bo chce już jechać :D

Basia

sobota, 2 czerwca 2012

1.06


Razem z panem Markiem byliśmy na porannej Mszy Świętej. Po Mszy wzięliśmy pieczątki i dostaliśmy informacje o "skrócie" do Ostrowa Wielkopolskiego. Ucieszyliśmy się, że przejdziemy mniej kilometrów.

Po 3 kilometrach sprawdziliśmy na GPSie ile kilometrów nam zostało, okazało się, że 40.. Cóż, trzeba iść dalej. Nie ma odwrotu.
Pogoda nam nie sprzyjała, padało i było zimno. Trasa była bardzo kręta, więc oczywiście z niej zboczyliśmy i niestety się zgubiliśmy. Włączyliśmy GPS, zaczął wariować. Pokazywał nam drogę przez środek pola z kartoflami jako dobrą drogę. Na szczęście potem pokazywał już dobrze.
Dobrze, że Paweł, u którego byliśmy na noclegu w Wilkowie wgrał nam go.

Ledwo doszliśmy do Ostrowa, ogólnie przeszliśmy 45 km. Zmęczeni, ale szczęśliwi zostaliśmy zabrani przez panią Bogusię na nocleg.

Adam

Ps. Basia i Adam są właśnie na Lednicy :) a jak się tam dostali? O tym w następnej notce :)