24.05
O 6.30 mieliśmy się stawić u naszej babci-gospodyni i
księdza na śniadaniu. Najedliśmy się do syta i dostaliśmy mega wyprawkę:
kanapki, ciastka, cukierki. Ksiądz dał nam też pieniążki, pobłogosławił i
poszliśmy. Szkoda, bo czuliśmy się tam jak w domu, ale „semper avanti” – zawsze
do przodu :)
Do samej Wisły dobrze nam się szło, bo w większości był las.
Gdy siedzieliśmy, poszedł do nas mężczyzna, Marcin i dał mega świadectwo jak
Jezus działa w jego życiu. Okazało się też, że był na Max Festiwalu w
Niepokalanowie (http://www.maxfestiwal.pl/) Wymieniliśmy się numerami i poszliśmy w stronę kościółka w
Górze Kalwarii.
Kościół zamknięty. Wyszliśmy z kościoła i poszliśmy na plac
pod klasztorem benedyktynek, wtedy zauważyliśmy dużo sprzętu elektronicznego i ludzi
z krótkofalówkami. Jak okazało się później znaleźliśmy się na planie „Ojca
Mateusza”. Oczywiście była cała obsada, pan reżyser.. Poszliśmy do księdza po pieczątkę,
ale stwierdziliśmy, że musimy też wziąć pieczątkę od ojca Mateusza hahaha
Poszliśmy więc na plan i spytaliśmy pracowników, gdzie jest
ojciec. Powiedziałam, że idziemy 150 km., żeby sobie z nim zdjęcie zrobić, a go
nie ma :D Opowiedzieliśmy wszystkim o naszej pielgrzymce, rozmawialiśmy z
reżyserem, oni nas tak słuchali… My tacy mali ludzie, a oni tak wysoko
postawieni. Ogólnie to wiedziałam, że będzie fajnie, ale że aż tak to nie :D
Trochę zabawiliśmy tam (jak św. Paweł w Antiochii - Dz, 18, 23), więc musieliśmy się zbierać.
Szliśmy przy głównej drodze, gdzie był mega wielki korek.
Idziemy tak sobie i nagle ktoś otwiera okno i pyta czy idziemy do Santiago :)
Poznali po muszli :) Pogadaliśmy, dałam im numer i adres naszego bloga.
Wszystko to było takie niesamowite, jak w jakimś filmie. Tak
się wszystko pięknie układało.
Cieszyliśmy się, że dojdziemy szybciej na nocleg, będziemy
mogli odpocząć. Jednak Bóg zaczął nas doświadczać. Ksiądz nam odmówił, nie
przyjął na nocleg. Ludzie też okazali się dziwni. Byliśmy w kropce, było już po
19.
Pani ze sklepu powiedziała, że 5 km stąd jest parafia.
Kupiliśmy ciastka i poszliśmy pełni niepewności, czy ksiądz znowu nam nie
odmówi. Szybko dotarliśmy, ale nie było księdza. Zrobiło się niewesoło. Było
już po 20. Postanowiliśmy pójść do pana sołtysa, ale on nie wiedział, kto
mógłby nas przyjąć, wszyscy się nas bali. Myślałam, że wylądujemy na
przystanku, jednocześnie ufałam Panu, że nam pomoże. W końcu znalazła się
rodzina, która nas przyjęła, mogliśmy się wykąpać, dostaliśmy kolację. Cudowni
ludzie. Chwała Panu, że się udało!
Zmęczeni tak pełnym wrażeń dniem, poszliśmy spać.
Basia.
W tym miejscu chcemy podziękować wszystkim, którzy nas
wspierają komentarzami, telefonami, smsami a przede wszystkim MODLITWĄ. Nawet
nie macie pojęcia, jak wiele nam to daje :) Dziękujemy!
Niestety, ludzie są dziwni ;/
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Was !:)
Znając Was, na pewno nie poddacie się ;)
Cieszę się, że mogłem Was spotkać. Mamy nadzieję na spotkanie po Waszym powrocie. Niech Wam BÓG błogosławi. Marcin
OdpowiedzUsuń