czwartek, 31 maja 2012

Przeszliśmy już pół Polski :)


29.05

Ależ ciężko było dzisiaj wstać…
Spaliśmy 7 godzin. Szaleństwo.

Wyszliśmy dość wcześnie, bo o 6.30. Ogólnie droga była PROSTA. Dosłownie. Nie było żadnych zakrętów przez 30 km. Szliśmy śpiąc na stojąco.

Wreszcie zawitaliśmy do Szadka. Ksiądz z parafii załatwił nam nocleg u miłego państwa. To jest takie niesamowite.
Nasi gospodarze mieli dziś Mszę za zmarłą córkę i właśnie po tej Mszy ksiądz zapytał ich o nocleg dla nas. Pani wiedziała, że to nie przypadek, bo jak córka żyła, to zawsze przyjmowała pielgrzymów i dziś, gdy była za nią Msza to chciała, aby rodzice nas przyjęli.
Zostaliśmy tak bardzo nakarmieni i nawet ciasto było, bo pan ma dziś urodziny.

Jest super.

Spodziewamy się deszczu…

Basia i Adam.



30.05

Basia ma to coś w sobie. Jakiś dar przepowiadania. Po raz kolejny przepowiedziała nam nocleg. Duch Święty jest cały czas z nią. Od samego rana było gadanie, że będziemy nocować u sióstr bernardynek.
Oczywiście ojcowie nas nie przyjęli.. Czyli nocujemy u sióstr. Są świetne.

Kolejny dzień naszego pielgrzymowania zaczęliśmy Mszą Świętą o 7.
Po Mszy kierunek: Warta. Od samego rana pogoda nam nie sprzyjała. Było pochmurno i zimno.
Przez kolejnych kilka godzin szliśmy z nadzieją, że nie będzie padać, bo suszyliśmy ubrania na plecakach. Po trzech godzinach mieliśmy pierwszą przerwę pod wioskowym sklepem. Tam poznaliśmy fajnego pana z piwkiem, który dał nam wiele wspaniałych rad jak chociażby: gdy będziemy już w Hiszpanii i przepłyniemy Ocean Indyjski to dostaniemy się do Afryki. Dobra rada. Może skorzystamy…

Trasa przebiegła dość szybko, choć było sennie. Nikt do nas nie zagadał, mieliśmy odczucie, że ludzie się nas boją. Nawet jakaś babcia wystraszyła się mnie i szła z kamieniem w ręku, w razie jakby ją pielgrzym zaatakował.

Przed samą Wartą wstąpiliśmy na kawę i lody, bo mieliśmy ochotę.

Mieliśmy dzisiaj intencję za 3 osoby, więc Basia ma 3 nowe odciski, z czego jeden jej pękł pod koniec drogi i musieliśmy człapać. Na miejscu byliśmy ok. 17.20.
Jak napisałem u ojców nie było czego szukać, ale na szczęście z nieba nam spadł PAN HENIO. Świetny człowiek. Bardzo zabawny. Pomaga remontować kościół nie za pieniądza a za jedzenie. Chwalebna postawa. Pan Henio zaprowadził nas do sióstr. Przez domofon jedna powiedziała, żeby czekać w kościele. Ogólnie czekaliśmy ponad 1,5 godziny. Ładnie.
Po nabożeństwie majowym przyszła siostra i poszliśmy na kwatery. Zjedliśmy trochę i poszliśmy do sklepu po trochę spożywczego zaopatrzenia. Po powrocie pogadaliśmy z siostrami i pomogliśmy trochę w ogródku.

Teraz jest po 22 i odpoczywamy pijąc herbatkę. Wieczorny standard, gdy mamy trochę więcej wolnej przestrzeni na kwaterze i czajnik elektryczny :) 

Adam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz