środa, 18 lipca 2012

Francuska opowieść czyli pielgrzymka bez map

Państwo gospodarze, u których nocowaliśmy bardzo chcieli nam pomóc z kolejnym noclegiem, ale proponowali żebyśmy poszli tylko 17 km do Les Ricey. To niestety dla nas za mały odcinek, jeśli chcemy dojść we wrześniu do Santiago. Wieczorem, w poniedziałek Alę i Adama złapała faza na życiowe rozkminy a biedna Basia musiała ich słuchać.
Z Essoyes do Channes mieliśmy 31 km. Basia cały czas próbowała zdobyć dla nas mapy i wszystkich o nie pytała. Serio! W rezultacie mieliśmy pod koniec dnia 5 map, ale żadna nie była dobra.
W Les Ricey, które mijaliśmy po drodze, musieliśmy czekać 2 godziny na otwarcie sklepu. Zamiast siedzieć bezczynnie poszliśmy spać a Basia poszła pobiegać :)
W Channey udało nam się załatwić nocleg w merostwie. Spaliśmy na stołach i włączyliśmy wszystkie kaloryfery.
Dziś Adamowi szło się bardzo dobrze. Biegał tak, że aż się za nim kurzyło. Natomiast mi i Basi szło się słabo. Na początku miałyśmy kryzys "chodzenia" - zwyczajnie nam się nie chciało, a potem był mega upał i wtedy już mi się szło fatalnie. Strasznie człapałyśmy. Adam czekał na nas w Tonnerre. Jest tu niby dom pielgrzyma, ale tuż przed nami przyszło trzech Niemców i zajęli nam miejsca. Żeby załatwić nocleg musieliśmy kursować pomiędzy domem pielgrzyma a informacją turystyczną. Pani, która w niej pracuje, strasznie przejęła się tym, że nie mamy noclegu. Dużo bardziej niż my. Ja wiedziałam, że Pan Jezus nie da nam tu zginąć. Po wieeeelu telefonach okazało się, że możemy spać w kaplicy obok domu pielgrzyma. Zatem śpimy u Pana Jezusa w pokoju i dobrze nam tu :)
Ach, no i cudowna wiadomość: wreszcie mamy mapy na Francję! Za 2 dni Vezlay. Ależ czas tu szybko leci. Już tydzień drogi za mną :)
Pamiętajcie o nas w modlitwie. Ala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz