czwartek, 5 lipca 2012

Pierwsze dni lipca


1.07.

Po dzisiejszym dniu jesteśmy specjalistami od gubienia się :D tak! Od samego rana błądziliśmy, do tego padał deszcz. Nie wiedzieliśmy czy znajdziemy nocleg - to jest najlepsze. Dzięki Bogu nasz trud zawsze jest wynagradzany.

Kiedy w końcu udało nam się dotrzeć do celu, poszliśmy do pierwszego kościoła, który zobaczyliśmy. Okazało się, że to był kościół katolicki. Basia stwierdziła, że chodzenie po parafiach i szukanie noclegów wygląda zupełnie jak podczas naszej drogi przez Polskę.

I wiecie co się stało? Dzwonimy, czekamy, otwiera ksiądz. Polak! Czad! Udostępnił nam cały dom młodzieżowy, dał pieniążki. A i polski sernik jedliśmy :D

Warto wspomnieć, że dziś rozwaliły się sandały Adama. Hm.. związał urwany pasek linką do prania. Polak potrafi :D


2.07.

Dziś nie mogło się wszystko zbyt pięknie układać. Przez cały dzień myśleliśmy o noclegu, bo miał być pewny. 30 km w ulewie minęło nam bardzo szybko.

Trochę głodowaliśmy, ale co tam. Nigdy nam tak bardzo nie smakował chleb tostowy z masłem.

5 km od kościoła, do którego szliśmy stwierdziliśmy, że nie będziemy robić zakupów, bo będą jeszcze sklepy. Doszliśmy do miasta. Księdza nie było, pusta plebania. Siedzieliśmy ponad godzinę pod tym kościołem. Okazało się, że ksiądz mieszka 10 km dalej. Super! To chcieliśmy usłyszeć po przejściu 30 km. I nie było sklepu! Miał nam podwieźć pan stolarz, ale chyba zapomniał.

Wygłodzeni, bez noclegu poszliśmy szukać szczęścia. Spytaliśmy pana jak dojść do tego księdza. Zlitował się i podwiózł nas! Nie wiedzieliśmy gdzie to jest, więc zgarnęliśmy jakiś ludzi, chyba z Mołdawii, którzy wskazali drogę kierowcy. Uf..

Po ciekawych przygodach ksiądz z Polski bez problemu nas przyjął. Byliśmy na zakupach zjedliśmy kolację i ogarniamy szlak.

Koniec.


3.07.

Musimy się przyznać, że ze względu na totalne zniszczenie sandałów zmuszeni byliśmy dziś podjechać pod Frankfurt... Ksiądz nas przywiózł na parafie do innego polskiego księdza. Żeby nie było, że się cały dzień obijamy poszliśmy do centrum - jakieś 5 km, a przez kolejne 5 szukaliśmy sandałów i map. Udało się kupić bardzo dobre buty z rabatem 20% :D

Warto wspomnieć, że dzisiaj rano po Mszy rozmawialiśmy z Niemcami (w sumie to ksiądz mówił), a na pożegnanie panie dały nam pieniążki na buty. Super!

Map niestety nie mamy! To jest komedia, jest szlak a nigdzie nie mają map. Także od jutra będzie weselej. Jeden pan w księgarni powiedział, że w Niemczech nie ma szlaku św. Jakuba, ciekawie..

Kiedy wróciliśmy z miasta ksiądz opowiadał nam ciekawe historyczne rzeczy. Tak w ogóle ma 80 lat a wygląda na 60. Stwierdził, że jak będziemy całe życie podróżować, to będzie żyć 120 lat, a św. Jakub chodził z kijem i żył ponad 100 lat :D

Byliśmy z księdzem na zakupach i oczywiście nie pozwolił nam za siebie zapłacić :D Tak... :D

A teraz śpimy na naszej cudownej 2mm karimacie położonej na cienkim styropianie. Fajnie!


5.07.

Powróciliśmy do normalności. O wczorajszym dniu opowiemy wam jak wrócimy, gdyż po prostu nie da się tego tutaj napisać. Może powiemy wam tylko tyle, że jesteśmy pod granicą francuską.

Wczoraj spaliśmy w klasztorze w Trewirze, gdzie zażyczyli sobie za nocleg 23 euro od osoby. Dziś rano było śniadanie gratis...

Weszliśmy sobie na szlak i spokojnie szliśmy. Było gorąco. Mijaliśmy dużo wiosek. O 17 doszliśmy do Marzkrichen. Ucieszyliśmy się, kiedy zobaczyliśmy dom pielgrzyma. Pani nas serdecznie przyjęła i oznajmiła, że nocleg kosztuje 30 euro od osoby. Szok!

Okazało się, że mieszkają i pracują tu jacyś Polacy. Tomek wytargował nam nocleg na 15 euro. To już lepiej. Dzięki Bogu, że się udało, bo byśmy musieli albo spać na przystanku, albo w kościele o ile byłby otwarty. No jeszcze moglibyśmy iść 15 km do następnego miasta.

Czekamy na kolegów, żeby jechać do sklepu. Prosimy was o modlitwę!

Basia i Adam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz