sobota, 14 lipca 2012

Tak jak było na początku...

13 i 14 lipca
Wczoraj był dziwny dzień. Dziwny - to chyba najlepsze określenie. 13 lipca Maciek zdecydował, że wraca do Polski. A my poszliśmy dalej. Czuliśmy się jak pierwszego dnia, kiedy wychodziliśmy z domu Basi. Znów we trójkę, znów w drodze, nawet ubrani byliśmy tak samo.
Rano złapała nas ulewa. Totalnie przemokliśmy. Kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś mostku, żeby odpocząć, podszedł do nas pan. Porozmawiałam z nim chwilę, zapytałam go o wodę, a on potem opowiedział o nas chyba wszystkim we wsi. Rozmawiałam jeszcze z jego żoną, listonoszem i sąsiadem. Powiedzieli nam, że tu obok mieszka Polka, więc poszliśmy do niej się przywitać. Pani Irena była oczywiście bardzo zaskoczona, ale zaprosiła nas na kawę, herbatę i ciastka.Znowu było tak gościnnie jak pierwszego dnia:)
Potem dotarliśmy do Joinville. Basia i Adam doszli a ja się doczłapałam:) Kiedy szliśmy przez miasto szukając noclegu, podszedł do nas Polak. Pan Lech ma 63 lata i od 5 lat jeździ rowerem po Europie! Chciał właśnie jechać do Watykanu, ale dowiedział sie o śmierci swego brata. Chcieliśmy zostać z nim dłużej, ale nadal nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać.   Jak znaleźliśmy nocleg i zostawiliśmy nasze placaki, poszliśmy jeszcze z nim porozmawiać. To było poruszające spotkanie, ale musieliśmy iść, bo zrobiło się późno.
Teraz (14 lipca, godz. 7.12) jesteśmy po pierwszym odcinku. Rano tak bardzo padało, że wczorajszy deszcz był przy tym niczym mżawka:) Ależ jest zimno:P Trzeci dzień idziemy bez map. co sprawia, że niekiedy jest śmiesznie. Przed nam jeszcze 30 kilometrów do Bar-Sur-Aube. Możliwe, że będziemy tam nocować w parafii. Oby się udało.

2 komentarze:

  1. Wytrwali idą dalej :)
    Czemu Maciek zrezygnował tak szybko ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie na to pytanie powinien odpowiedzieć Maciek. Ogólnie mówiąc, tak postanowił. Kiepsko się czuł. Niech to wystarczy.

    OdpowiedzUsuń