poniedziałek, 9 lipca 2012

Wyruszyć czas


Dobra, zatem oficjalnie: JUTRO RUSZAMY!

Kim jesteśmy MY? Krótka opowieść Maćka:
To jest długa historia i dziwna sprawa. W listopadzie oglądałem jakiś film a potem przełączyłem na inny kanał i leciał tam film „The Way” (film o drodze do Santiago ;)). Musiałem podchodzić do niego 2 razy, bo był strasznie nudny, ale były piękne widoki. Pomyślałem, że kiedyś chciałbym pójść. Od tamtej pory kilkakrotnie spotykałem się z ludźmi, którzy w tym roku idą. Cały czas miałem przeświadczenie, że kiedyś pójdę.  Aż w maju pojechałem do Niepokalanowa na Dni Skupienia i ojciec Artur przedstawił trójkę ludzi, idących do Santiago. Mnóstwo osób dawało im intencje, ale ja nie chciałem się nimi „wysługiwać”, bo wiedziałem, że kiedyś sam wyruszę w drogę.
Po powrocie zaczęły mi się psuć moje wakacyjne plany. Miałem jechać do Włoch stopem, ale ludzie zaczęli się wykruszać. Myślałem, czy by nie pojechać samemu. Ale przypomniałem sobie o Ali, Basi i o Adamie :)

Maciek


No to już wiecie o co chodzi :) Maciek 2,5 tygodnia temu napisał do mnie i ruszamy już jutro.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego dopiero teraz. Mnie też to zastanawia. Chciałam pojechać od razu po sesji, chciałam nie mieć problemów z kolanem, chciałam wszystko pięknie pozaliczać, chciałam, chciałam, chciałam.. Ej ale było ciężko, naprawdę ciężko. Tyle razy chciałam wszystko, wszystko rzucić, odciąć się od wszystkiego i być już w drodze. Nie tak miało być – tak chyba mogę zatytułować moje ostatnie 5 miesięcy, czas od momentu podjęcia decyzji o pójściu na pielgrzymkę. Wszystko wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, niż się teraz dzieje. Miałam znowu swój plan. Dobrze, że jest jak jest, bo wiem, że Bóg wie lepiej. Ależ chaos. Haha. Ale ciężko pisać o czymś, gdy się nie chce opisywać konkretnych sytuacji. Wybaczcie.
To teraz kilka konkretów. Jutro rano idę na adorację i do spowiedzi . Tak na dobry początek. Potem jedziemy. Stopem oczywiście. Chyba nikogo kto mnie choć trochę zna to nie dziwi :P Musimy dojechać do Metz we Francji. Myślę, że do Basi i Adama dotrzemy w środę. Teraz robię pranie, dopakowuję ostatnie rzeczy, upiekłam z Gosią muffinki dla Basi i Adama, łapię rozkminy, które buty wziąć :P itd
Miało być po Alowemu ale będzie po Bożemu. Mój plan zawiódł (wielka niespodzianka :P) czekam teraz na Jego działanie :D Amen.

Ala


Przez późne śniadanie wyszliśmy dziś o 8.30. Jak dobrze, że pani dała nam 6 bułek. Niestety nie mieliśmy ani kropli wody aż do 12. Przez cały dzień, czyli 35 km szliśmy prostą drogą wzdłuż rzeki, czasami wchodząc do wiosek. Po drodze spotkaliśmy pierwszą pątniczkę, nazywała się Castin i cały dzień z nami szła. Było bardzo męcząco i w pewnym momencie nie chciało nam się z nią iść. Mega zmęczeni doszliśmy do miasta i szukaliśmy noclegu. W końcu po 4 dniach kupiliśmy sobie coś normalnego do jedzenia. Netto nawet jest, szacun!
Francja jak na razie nam się nie podoba.  
Kiedy siedzieliśmy i jedliśmy pod sklepem, nasza koleżanka wpadła na to, że ma namiot i nie będzie z nami spała na dworze. My byśmy już dawno go rozłożyli, gdybyśmy mieli.
Poszliśmy do kościoła, ona została. Kościół niestety zamknięty. Już myśleliśmy, że koniec. Basia na szczęście znalazła kancelarię parafialną. Uf!
Pani mówi po angielsku. Dzwoniła do miliarda osób i nic. Będziemy spać u niej. Chwała Panu!
Czekamy do 22, żeby pójść na nocleg.
I nie możemy się doczekać przyjazdu Ali i Maćka.
Tylko się nie wystraszcie jak nas zobaczycie :D

Basia i Adam

2 komentarze:

  1. Na kiedy planujecie dojście do Santiago ?
    p. marciniak

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze pójdzie w pierwszej połowie września. Ale nie nasze plany są tu najważniejsze:)

    OdpowiedzUsuń